Brzeg Rubikonu - Alfred Markowski

Brzeg Rubikonu

Snu narkoza,
odziewa nagą prawdę przebudzenia.
Kierat godzin, 
ciągnie dychawiczna szkapa dnia.
Optymizm odleciał z ptaszkiem jesieni,
szyderstwo szczerzy spróchniałe zęby.

Nie!!!
Nie ma zgody na taki zestaw!
Ptaki wiosną powrócą,
na głęboki haust nadziei.
Słoneczna plama,
dotknie drugiego brzegu Rubikonu. 



 

Komentarze

  1. W tym kraju przekraczanie rubikonu jest drogi Alfredzie zakazane.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mijanie bez czasu - Alfred Markowski

Tramp - Alfred Markowski

Plama zapomnienia - Alfred Markowski